Aaaa tak znowu poczytałem i nadrobiłem straty.Podobał mi się post kittera,mały wybuch buńczucznego optymizmu,powiązanego z teoria spisku bywalców,spowodował jak najbardziej wartościowe wypowiedzi.
Powiem ze swojej beczki,byłem w paru krajach(nie tydzień
)i wiem ze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.Znajomi,którzy dziękowali za pomoc w wyjeżdzie i tacy co mnie przeklinali....ci ostatni nie zrozumieli,że na wszystko trzeba pracować(część podana na tacy wiec dlaczego nie wszystko)
Każdy wyjazd wiąże się z ryzykiem,potrzebne szczęście i upór i fakt,że pod palemkami może się wydawać fajniej bo i cieplej i komara można przyciąć a tu pomarańczka a tu bananik....
Sam siedzę teraz nad naszym morzem i wiem,że wyjadę jeśli nie na stałe to dla przekonania siebie,że próbowałem.Jednak...ten kto się nastawia na wyjazd niech się huknie w pierś i powie:tak robię wszystko uczę się języka,zbieram materiały,szykuję kasę na kryzys? Tu jest ta cienka granica miedzy marzeniem a realiami,te 1 giną pod wpływem 2 i to jest fakt.
A wiec jaki ja mam plan?jako,że pojadę sam biorę plecak,trochę gotówki,słowniczek(i tak prędzej nauczę się na miejscu)mocno ścisnę pośladki i uśmiechnę się no bo jak...tu pomarańczka a tu bananik
I powiem jedno,w moim przypadku to działa,chociaż nie polecam,przerabiałem wiele razy.
Pozdrawiam.